wtorek, 17 kwietnia 2012

Pani już podziękujemy: dygresja osobista

Nad oddziałem Y w firmie X, w której dane mi było pracować od jakiegoś czasu wisiały czarne chmury.Co jakiś czas pojawiało się widmo zwolnień, redukcji etatów; po czym następowało poprawienie nastroju, bo okazywało się, ze sytuacja ulegała znacznej poprawie.  Ze względu na  studia dzienne i dwójkę małych dzieci, pracowałam na pół etatu  w godzinach dla mnie dość wygodnych. Między innymi dlatego, gdy nadchodziło ryzyko ( a nie pewność) utraty pracy, nie szukałam nowego zatrudnienia aktywnie. Pewnego dnia nadeszła wiadomość: oddział likwidujemy z końcem przyszłego miesiąca. Pierwszym etapem były konsultacje szefostwa z zespołem. Zgodnie z przepisano: poinformowano nas o procedurze zwolnień, kwestii wysokości odpraw, rozwiano wszelkie wątpliwości dotyczące wypłaty (potencjalnego) bonusu za przepracowany rok oraz poinformowano o możliwości ponownego zatrudnienia. Okazało się, że firma ma obowiązek zaproponować nam zatrudnienie w jej obrębie, możliwe, że w innym rejonie, czy na nieco innym stanowisku (jeśli na stanowiska odpowiadające naszym nie ma zapotrzebowania). Po tym spotkaniu miałam bardzo mieszane uczucia. Miałam do wyboru: szukać intensywnie innej pracy (która pozwoli mi na tak dużą elastyczność w sprawie godzin) lub zdecydować się na zatrudnienie na niższym stanowisku (co problemem absolutnie w tym wypadku nie było: jeśli chodzi o sam charakter pracy) w innym rejonie dość odległym, ale nie na tyle by nie móc dojeżdżać. W przeciągu tygodnia zorganizowano spotkanie drugie: pracowników indywidualnych z szefostwem. Przez ten tydzień dokształciłam się w przepisach ogólnych i naszej firmy, dokonałam kilku obliczeń, znalazłam inna ofertę pracy (która odpowiadała mi zarówno pod względem godzin, płacy oraz lokacji) i wstępnie zaczęłam wypełniać podanie. To drugie spotkanie było bardzo istotne. Firma przedstawiła mi bardzo dobrą ofertę, m.in zobowiązując się do pokrywania kosztów dojazdu do nowego miejsca pracy przez rok (oczywiście bazując na ich własnych obliczeniach opartych na jakiejś wyższej matematyce, której celem jest znaleźć jak najmniej kosztowny transport, oszacować koszt i przedstawić propozycje nie podlegającej negocjacji). Miałam wybór: zostać  firmie na dość dobrych warunkach i pracować wśród dobrze znanych ludzi, zacząć pracę właściwie z marszu, bez większych zmian i stresów lub starać się o pracę kuszącej nieco lepszą ofertą, za to w nieco innej branży i w nowym środowisku. Opcja druga nie była zbyt ryzykowna, chwilami wręcz wydawała się atrakcyjna. Mimo to, wybrałam to co lepiej znane i stabilne (wg pewnych kryteriów). Podczas drugiego spotkania zgodziłam się wstępnie na oferowane warunki pracy. Kilka dni później otrzymałam ofertę pracy na piśmie. Zdziwiłam się nieco, gdyż oferta ta różniła się w kwestiach istotnych (oczywiście nie na plus) od tej omawianej podczas spotkania. Dodatkowo: nagle okazało się, że koniecznie muszę dokonać wyboru właściwie już i odesłać akceptację oferty. W przeciwnym razie oferta przepadnie. Na początku pomyślałam, że to zwykła ludzka pomyłka. Wysłałam maila z prośbą o wyjaśnienie ‘błędu’ w ofercie pracy. Nastąpiła bardzo długa cisza... a mnie czas naglił (pracę na nowym stanowisku miałam zacząć w przeciągu 2 tygodni). W końcu, po interwencji mojej szefowej sprawa się ruszyła. Otrzymałam odpowiedź, ze to nie błąd, a efekt wnikliwej analizy budżetu i tego, jak istotnym jest dobro firmy. Poczułam się oszukana. Zostałam postawiona w sytuacji, w której nie było zbyt wielu możliwości. Mogłam odmówić pracy- co zachwiałoby stabilnością finansowa mojej rodziny lub przyjąć tę ofertę, której warunki mi nie odpowiadały. Wybrałam opcję drugą i postanowiłam, ze tak łatwo nie odpuszczę. Zaakceptowałam ofertę w ostatnim  dniu jej ważności ( i tuż przed moim dwutygodniowym urlopem). W mailu również poprosiłam o ponowne sprawdzenie nowej struktury zatrudnienia i ilości godzin pracy (gdyż tego dotyczyły nieścisłości w ofercie pracy). Po dłuuugim czasie oczekiwania otrzymałam przeprosiny dotyczące pomyłki zmian w ofercie pracy i nowy kontrakt w prowadzonymi (poprawnie tym razem) zmianami.
Może brzmi to jak sucha, sprawozdawcza relacja. W rzeczywistości był to ogromnie stresujący czas: poczucie niepewności, zagrożenia i takiego lekkiego smutku związanego z potencjalnym końcem współpracy z firmą, w której pracowałam od kilku lat. Nie powiem, że jak spotka was ryzyko utraty pracy ze względu na redukcję etatów, to wierzcie, ze będzie dobrze, bo macie wiele praw, a wasza firma wiele obowiązków wobec was. Nie powiem, że nie ma co się martwić, bo na pewno znajdziecie coś innego, lepszego, bo wszystko ma swój sens i czas. Powiem tylko, że warto pozwolić sobie na przezywanie lęków i stresu, które mieszają się z nadzieją, Zapoznać z przepisami i procedurami. Wyważyć plusy i minusy i dokonać najlepszego dla was wyboru. I jeszcze jedno: nie wierzyć nikomu i niczemu, co nie zostało zapisane, podpisane, zatwierdzone.
Powodzenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz