piątek, 15 lipca 2011

Emigrant był chory

Biegiem do przychodni, by zdążyć przed przerwą na lunch (gdy zamykają).
Dobiegam do pulpitu recepcji na dziesięć minut przed czasem. Tłumaczę, ze potrzebuję wizytę na już, z lekarzem, bo dziecko chore, przez ręce sie leje, nie je,prawie nie pije, gorączkuje. Zostało w domu z tatą, ktory nagle się rozchorował, a ja w drodze z pracy...Nie ma wolnych terminów (na teraz, może przyszły tydzień); lekarz przyjmie dziecko jeśli przyprowadzi je  pani w ciągu 5 minut.- stwierdza recepcjonistka
Niemożliwe. Mieszkam 5 minut od przychodni.
Jednak ja mam swoje sposoby. Macie obowiązek opieki medycznej nad pacjentem. Musicie przyjąć dziecko. Jeśli nie przyjmiecie, pojadę na ostry dyżur i powiem,ze odmówiliście pomocy.
Recepcjonistka patrzy na mnie z niedowierzaniem. Dzwoni do lekarza. Po chwili proponuje, że lekarz do mnie oddzwoni i zdecyduje czy dziecko wymaga interwencji medycznej lub czy można zaradzić sytuacji bez spotkania z lekarzem.
Odmawiam; dziecko jest chore,potrzebuje lekarza.
Recepcjonistka głośno powtarza do sluchawki; ta pani odmawia... chce wizyty.
Na moją odmowę konsultacji telefonicznej lekarz odmawia obejrzenia mojego syna.
W końcu udaje mi się umowić wizytę z pielęgniarką, która niestety nie traktuje sytuacji wystarczająco serio, przepisuje lekarstwa, ktore nie mają szansy pomóc. Kolejnego dnia jedziemy do prywatnej przychodni, gdzie przyjmuje pediatra. Otrzymujemy pomoc, recepty (na lekarstwa, których nie mozna dostać, bo w angielskich warunkach Biseptol podawany jest innych schorzeniach niż w Polsce). Po ok. 7 godzinach prób wykupienia wszystkich lekarstw jedziemy na A &E.otrzymujemy zastępnik. Dziecko zdrowieje.


Trochę dramatycznie to wszystko brzmi, ale zapewniam, że to była jedna, jedyna sytuacja tego typu podczas mojego pobytu w Wielkiej Brytanii.

Poza tą nieszczęśliwa przychodnią miałam ogromne szczęście: profesjonalni lekarze, bezproblemowe przychodnie.

Dlatego dostaję wysypki, gdy z ust rodaków slysze obelgi w kierunku tutejszych lekarzy: że niedouczeni, że głupi, a ci, azjatyckiego pochodzenia to już w ogóle dzicz nieokrzesana i nie rozgarnięta.
 Jakby Polacy na emigracji medycynę skończyli z wyrożnieniem. Każdy jeden, każdy z osobna.

Jesli nie odpowiada nam GP lub przychodnia, możemy dokonać zmian: zapisać sie do innej przychodni, znaleźć innego GP. To zdaje się jedno z prostszych i skuteczniejszych rozwiązań.
Poza tym zamiast kogoś obrażać, wystarczy złożyć skargę. jest to kolejna dość skuteczna metoda.

Brytyjski sposób praktykowania medycyny jest inny niż polski. Objawia się to różnie: m.in tym, ze na infekcje wirusowe nie przepisuje się antybiotyków, a zwykle doradza paracetamol. Inaczej prowadzi się ciążę, inaczej leczy choroby psychiczne, prowadzi badania profilaktyczne wśród kobiet. Inaczej, wcale nie znaczy gorzej.

Gdy chcemy skorzystać z porady specjalisty potrzebujemy skierowania od GP. Skierowanie dostaniemy: połowa sukcesu. Kolejna połowa to otrzymanie wezwania na wizytę, bo czasami-niestety- czas oczekiwania jest bardzo, bardzo dlugi.
Czasami warto upomniec, zadzwonić, raz czy dwa. Delikatnie zaznaczyć swoja obecność i potrzebę.
(byle zachowując spokój;))



Jest coś co swego czasu  w moim regionie kosztowało kilkadziesiąt ludzkich istnień. Choroby brudnych rąk panosza (panoszyły???) się w niektórych z brytyjskich szpitali bez limitów.

W szpitalu miejskim, w którym przyszedł na swiat mój syn na skutek zarażenia C. difficile zmarło 90 osób.
Przyczyną był brak higieny.
Teraz w calym szpitalu można znaleźć mnóstwo dozowników z żelem antybakteryjnym. Świetnie. Teraz tylko trzeba, by ludzie tj. pacjenci, personel, odwiedzający go używali.


O opiece podczas ciąży, usługach dentystycznych oraz o domach opieki napiszę innym razem.


A na dobre zakończenie polecam wszystkim zapoznanie sie z prawami pacjenta:
prawa pacjenta


 

3 komentarze:

  1. A to chyba taka domena Polaków - z góry wszystko odrzucić, znieważyć, wyśmiać. Przecież i w PL dzieją się niejednokrotnie cuda wianki, medycyna to ludzi - gorsi i lepsi i tyle.

    A Kartę Praw Pacjenta każdy powinien znać. Ot, na wszelki wypadek, gdyby trafił na tego gorszego w medycynie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje, ze po moim poscie nie dostaniesz wysypki ;). W sluzbie zdrowia panuje biurokracja czy to w Anglii czy w Polsce, wybacz ale jesli moja GP kaze zwrocic mi sie do jakiejs pielegniarki, zeby sprawdzila wysypke u dziecka bo ona szczerze mowiac sie na tym nie zna to co mam sobie pomyslec? Oczywiscie nie bede wyzywac ja od glupkow, ale swoje pomysle, ze albo rzeczywiscie niedouczona albo leniwa. Owszem nie ukrywam,ze np "moj" szpital specjalistow ma naprawde swietnych ale cholernie trudno sie do nich dostac po skierowaniu od GP, ja czekalam ok 3 miesiecy (nagly przypadek), moj znajomy Brytyjczyk czeka juz drugi rok jemu wciaz tlumacza, ze nie ma miejsc. Bedac na ostrym dyzurze, czekalam osiem godzin az zwolni sie lozko, mialam silny krwotok ale niestety dano mi tylko podpaske i kazano czekac, fakt, bylam wsciekla podobnie jak inne pacjentki, ktore wywolaly tam istna burze, ale coz mozna bylo uczynic jak nie czekac. Pociesze jedynie co niektorych, ze w Polsce trafialam na rowniez niekompetentnych lekarzy jak i tutaj, sa ludzie i ludziska i nie ma na to wplywu kolor skory czy narodowosc.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na choroby wirusowe nie przepisuje się antybiotyków również w Polsce. To logiczne w końcu, antybiotyki działają na bakterie, nie na wirusy.

    OdpowiedzUsuń