Dzisiaj krótko o tych, którzy sieją ploty na temat życia na emigracji, powtarzają zasłyszenia, swoje przemyślenia i interpretacje traktują jako prawdę objawioną; niejednokrotnie ziejąc pesymizmem otchłani bez dna. Nie to żebym broniła niepoprawnych optymistów, którzy pakują plecak i jadą, nie umiejąc się porządnie w języku obcym przedstawić.
Dla tych, którzy myślą o wyjeździe:
Sytuacja emigranta w Wielkiej Brytanii zależy bardzo od regionu. Dotyczy to zarówno ilości ofert pracy, kosztów życia, reakcji ludności tubylczej.
Uogólnienia typu: nie lubią tu Polaków, bo są zbyt inteligentni; Polak Polakowi wilkiem na emigracji; nie ma pracy (chlip, chlip) czy też sławetne: paracetamol na wszystko- wywołują u mnie alergię. Bo przecież, mieszkając w Polsce:
- wszędzie nas kochają
- każdy Polak do Polaka się uśmiecha, wspiera i nigdy przenigdy nie wbija noża w plecy
- praca leży na ulicy i wystarczy się po nią schylić
- lekarze leczą bosko, bezbłędnie są nieomylni i nieważne,ze na grypę czy wirusówkę nie raz i nie dwa przepiszą antybiotyk
- kwestii opieki nad kobietami w ciąży poruszać nie będę, bo to już nie na moje nerwy zupełnie.
W Polsce mamy Eldorado. I jak Wielka Brytania ma z tym wygrać?
A z mojej perspektywy?
Możliwość pracy jest, możliwość rozwoju jest. Brakuje polskości od czasu do czasu, rozmów do których zbyt wielu słów nie potrzeba. I jest dobrze, bo jak będzie źle czy przestanie mi się podobać to powiem: dziękuję za ten czas spędzony tutaj,za wiele szans, łatwych i trudnych doświadczeń, za te całe mnóstwo ludzi i ich dobrą obecność. A pójdę tam, gdzie słoneczniej i gdzie lato nie przypomina pory deszczowej.